Mysza
- Nie mamy pieniędzy. Wiesz, Niedźwiedziu, ile takie dziecko kosztuje? A jeszcze potem, jak pójdzie do przedszkola, wyprawka, mundurek! Naprawdę nas nie stać. Przecież sami dla siebie nie mamy!
- To nic. Urobię sobie łapy po łokcie, ale na dziecko zarobię!
- Będzie nieszczęśliwe. Nie będzie miało prawdziwych rodziców. Normalnych.
- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy nienormalni?
- No nie, ale dziecko kocie powinno mieć rodziców kocich, a nie ludzkich.
- ...
- Zresztą, jedno z nas na pewno - dodała Mysz po chwili milczenia, lecz Niedźwiedź nie załapał. To znaczy załapał, ale z opóźnieniem, bo dopiero wieczorem się nagle odezwał:
- No wiesz, ja się obrażę!
- Dlaczego? Przecież nie mówiłam, że Ty. Ale cóż, uderz w stół... - rzekła Mysz sentencjonalnie.
I wzięła się za karmienie dziecka.
Dziecko było kocie. Pewnego pięknego dnia znaleźli je pod drzwiami, w kartoniku z watką, malutkie i jeszcze ślepe. I zmarznięte. I głodne, bo gdy mu dali, za radą Cioci Weterynarz, smoczek z mleczkiem dla kocich pociech, to wczepiło się w niego i zaraz trzeba było szykować dokładkę.
Skąd się wzięło pod drzwiami?
- Może przyniosły bociany? - spekulował Niedźwiedź.
- Albo przyszło z nieba - dodawała Mysza.
- Czy aby jej nie ukradłaś, tak jak Lili? - spytał podejrzliwy i mało romantyczny (jak zwykle) Niedźwiedź.
- Nie, nie, ktoś ją podrzucił specjalnie na naszą wycieraczkę. "Idź zwierzę do zwierząt..."
Dodaj komentarz